Jednym z dylematów, przed którym staje każdy nowy kredytobiorca, jest wybór rodzaju rat kredytowych. Z matematycznego punktu widzenia, raty malejące sprawiają, że w ostatecznym rozrachunku płacimy bankowi mniej. Różnice w odsetkach potrafią sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych! Czy jednak w każdym przypadku raty malejące to lepsze rozwiązanie?
Przeanalizujmy argumenty za i przeciw na konkretnym przykładzie.
Kwota kredytu: 300 000 zł
Okres spłaty: 30 lat (360 mc)
To, od czego powinniśmy zacząć, to zrozumienie tego, jak skonstruowane są raty malejące, a jak raty równe. Każda rata składa się z części kapitałowej – czyli pieniędzy, które faktycznie pożyczyliśmy, i części odsetkowej – czyli, upraszczając, zarobku banku.
Raty malejące
Raty malejące, jak sama nazwa wskazuje, maleją z miesiąca na miesiąc. Kwotę kredytu – w naszym przypadku: 300 000 zł, dzielimy na okres kredytowania – u nas: 300 miesięcy. W ten sposób wychodzi nam wartość kapitału, który co miesiąc oddajemy do banku (w takiej samej wysokości), a od którego naliczane są odsetki. Oznacza to, że co miesiąc oddajemy 1000 zł kapitału plus odsetki, które z miesiąca na miesiąc maleją.

Raty równe
Raty równe są z kolei… równe. Charakteryzują się tym, że co miesiąc oddajemy taką samą ratę łączną (zakładając, że WIBOR się nie zmienia). Jednak, jeśli przyjrzymy się dokładniej temu, co wchodzi w skład raty, to okaże się, że proporcje kapitału do odsetek wyglądają nieco inaczej i zdecydowanie równe nie są. Na początku oddajemy bowiem znacznie mniej kapitału niż odsetek. Dopiero z czasem te proporcje się odwracają.

Warto zwrócić uwagę na to, że odsetki na początku okresu kredytowego są takie same dla rat równych oraz malejących. To, co możemy jednak zauważyć już na pierwszy rzut oka, to fakt, że kwota kapitału pozostającego do spłaty oraz odsetki obniżają się znacznie szybciej w przypadku rat malejących.
W przypadku rat równych, rata całkowita cały czas pozostaje na tej samej wysokości. Zaś dla rat malejących, rata całkowita sukcesywnie maleje – choć na początku kredytu jest zdecydowanie wyższa, niż rata równa dla tego samego kredytu. Różnica to 20% – czyli, w naszym przypadku aż 382,87 zł. Co więcej, poziom ten zrównuje się dopiero po 10. roku trwania kredytu – czyli prawie w połowie okresu kredytowania.
Czy warto wybrać raty malejące?
To zależy. Z matematycznego punktu widzenia warto – bo, gdy popatrzymy na całkowity koszt odsetek oddanych do banku, to w przypadku rat malejących oddamy go o 20 061,89 zł mniej. To ponad 20 000 zł, które zostaje w naszej kieszeni. Musimy jednak brać pod uwagę fakt, iż na początku raty będą znacznie wyższe. No więc…
Czym kierować się przy wyborze rodzaju rat?
Myślę, że warto w tej sytuacji kierować się swoją osobowością. Są dwa typu ludzi. Jedni skrupulatnie odkładają pieniądze, inni nie. I kiedy ci drudzy nie odczuwają przymusu, zawsze znajdzie się inny, ważniejszy wydatek niż nadpłata kredytu hipotecznego. Tak więc, jeśli należysz do drugiej grupy osób i stać Cię na wyższe zobowiązanie, to na pewno warto skorzystać z tej opcji i wybrać raty malejące.
Jeśli zaś jesteś osobą, która ostrożnie podchodzi do wszelkiego rodzaju zobowiązań i charakteryzuje się dyscypliną w oszczędzaniu pieniędzy, raty równe mogą okazać się lepszym rozwiązaniem. Pozwalają one na większy spokój i poczucie bezpieczeństwa finansowego, ponieważ są niższe. W sytuacjach kryzysowych nie będziesz musiał stresować się tym, że nie będzie Cię stać na obsługę kredytu. Ponadto, jeśli potrafisz regularnie oszczędzać, możesz dodatkowo regularnie nadpłacać kredyt i zmniejszać w ten sposób jego całkowity koszt.
Podsumowując, zarówno raty malejące, jak i raty równe mają swoich zwolenników. Z czysto finansowego punktu widzenia, raty malejące pozwalają nam na większą oszczędność na przestrzeni czasu, podczas, gdy raty równe pozwolą nam zachować większy spokój przez cały okres kredytowania, mimo, że w ostatecznym rozrachunku będą kosztować nas trochę więcej.
Ja przy swoim kredycie hipotecznym wybrałam raty równe, ponieważ zdecydowanie lepiej funkcjonuję ze świadomością, że nawet w bardzo kryzysowych sytuacjach jestem w stanie obsłużyć wszystkie swoje zobowiązania. Przy tym nie mam również żadnego problemu z regularnym gromadzeniem oszczędności, a to z kolei pozwala mi na nadpłaty kredytu.
A u Ciebie jak to wygląda? W której grupie jesteś? Zdyscyplinowanych oszczędnickich czy raczej oszczędzanie przychodzi Ci z trudem?